Kto lubi gotowce?

Kto lubi gotowce? Wygląda na to, że całkiem sporo osób, w tym nauczyciele. Kiedy zaglądam do grup nauczycielskich na fb dostrzegam wiele postów reklamujących materiały dla nauczycieli - np. zestawy kart pracy na Dzień Babci i Dziadka, gotowe scenariusze zajęć, programy edukacyjne, w których nauczyciel otrzymuje materiały potrzebne do przeprowadzenia lekcji (i certyfikat udziału w akcji!), sprawozdania, prezentacje na dany temat, filmiki i wiele innych. Z jednej strony to cudowne, że ludzie chcą się dzielić pomocami dydaktycznymi, z drugiej jednak ... jaką wartość dla moich uczniów mają materiały stworzone z myślą o innych uczniach?  


Wielu nauczyło się korzystać z tych gotowców. "Również poproszę" albo "Podłączam się" to bardzo często spotykane komentarze w grupach nauczycielskich. Muszę przyznać, że kiedy to widzę, jest mi wstyd... Wstyd, że tak wielu nauczycieli w Polsce ciągle bierze, niewiele dając w zamian; że tak wielu nauczycieli korzysta z gotowców, zamiast tworzyć własne materiały dostosowane do potrzeb uczniów; że tak wielu nauczycieli ocenia materiały po ich wyglądzie, a nie faktycznej użyteczności.

Wiem, że tym postem narażę się wielu osobom, zwłaszcza tym, którzy na lekcjach polegają przede wszystkim na zestawach z wydawnictwa: podręcznik, karty ćwiczeń i przewodnik metodyczny - to podstawa. A przygotowanie do lekcji polega na przejrzeniu scenariusza na dany dzień w przewodniku. Albo i nie... Trudno. Jestem eduzmieniazem, czuję się współodpowiedzialna za to, co dzieje się w polskiej edukacji, a to oznacza, że pokazuję dobre praktyki, ale też wytykam palcem te złe.

Widziałam jak działa korzystanie z takich gotowców. Nauczyciel bierze, czasami jest gotowy nawet zapłacić za materiały (które, gdyby chciał, mógłby sam stworzyć w kilkanaście minut), a potem dostosowuje lekcję, a czasem nawet dzieci, do wydrukowanych i skserowanych kart pracy. Zdarza się, że trafi dobrze - na coś, co się uczniom spodoba i przyda; ale czasami da uczniom zadania bez przemyślenia, zbyt łatwe lub zbyt trudne, wymagające pisania kolejną lekcję z rzędu; materiały na jedną lekcję wyrwaną z kontekstu, a nie dopasowane do całego cyklu zajęć i pomagające dzieciom znaleźć odpowiedzi na ich pytania. Dzieci przyzwyczajone do ciągłego wypełniania gotowych kart pracy pewnie nawet nie zadają pytań, bo po co? 

Prowadząc bloga, na którym zamieszczam pomysły, ale też gotowe materiały liczę, że kogoś zainspiruję. Mam nadzieję, że chociaż kilka osób po przeczytaniu mojego posta powie: "Fajny pomysł. Spróbuję zrobić coś takiego". Chętnie dzielę się prezentacjami czy zadaniami, które wykonałam dla uczniów, ale nie po to, aby ktoś wziął gotowca, tylko zainspirował się i wykorzystał pomysł. A potem zrobił sam. Dlatego, kiedy pod moim postem pojawia się "Poproszę" i adres email, odpisuję, jak takie zadanie wykonać (o ile to nie jest napisane w samym poście).

W edukacji powinniśmy podążać za dzieckiem, a nie za przewodnikiem metodycznym stworzonym przez ekspertów (warto dodać, że wielu z tych ekspertów dawno nie pracowało w szkole i nie miało konktaktu z dziećmi). Owszem, musimy przygotować rozkład materiału na cały rok, co do tego nie ma wątpliwości. Jakiś plan musi być, aby nie przegapić ważnych tematów ani umiejętności, aby wziąć pod uwagę całą podstawę programową, aby rozłożyć wiedzę i umiejętności w sensowny sposób, żeby kolejne partie materiału były związane z poprzednimi. Ale każdy plan, nawet gotowiec z wydawnictwa, musi być dostosowany do danej grupy uczniów, musi być adaptowany na bieżąco. A co, jeśli w rozkładzie przewidziane jest rozmawianie o oznakach wiosny, a uczniowie są tym tematem ewidentnie znudzeni, wiedzą już dużo, i interesuje ich raczej coś innego, np. dlaczego niektóre rośliny wolą tereny suche, a inne podmokłe? Jaki jest sens omawiania czegoś, co uczniowie już wiedzą? To nie tylko strata czasu, ale też demotywowanie uczniów do nauki. Albo co ma zrobić nauczyciel, jeśli omawianie zwyczajów wielkanocnych zgodnie z przewodnikiem wypadnie 3 tygodnie przed świętami? 

Nie twierdzę, że podręczniki i karty pracy są złe. Zawierają wiele przydatnych materiałów i ćwiczeń. Ale ograniczając się tylko do nich zamykamy uczniom możliwość korzystania z innych wartościowych materiałów, jak np. wyszukiwanie informacji w atlasach i encyklopediach czy internecie. Brakuje nam też czasu na realizowanie projektów, na samodzielne poszukiwanie odpowiedzi przez uczniów, na pracę w grupach. Jeśli spodobają nam się materiały innego nauczyciela zastanówmy się przede wszystkim, czy są one adekwatne dla naszych uczniów, czy pomogą uczniom osiągnąć cele, które założyliśmy oraz które uczniowie sami sobie wyznaczyli? Ile z tego faktycznie wykorzystamy? Czy jest sens płacić za pakiet 150 stron ćwiczeń, z których wykorzystamy może kilka? 

Najważniejszy argument zostawiam jednak na koniec. Zadania na kartach pracy często są odtwórcze i mało rozwojowe. Zwykle są to pytania zamknięte, uzupełnianie zdań, grupowanie, kolorowanie czy podkreślanie. Takie zadania też mogą się w edukacji pojawić, pewnie. Ale w ilościach zdecydowanie umiarkowanych. Jak głosi "przewrót kopernikański" w edukacji, należy "wstrzymać nauczyciela, a ruszyć ucznia". Zatem to nie nauczyciel ma produkować zadania, drukować, kserować itp. On ma jedynie stwarzać warunki do tego, aby uczniowie sami dochodzili do wiedzy, stawiali pytania i hipotezy, wykonywali doświadczenia, a wreszcie czuli satysfakcję i radość z nauki. Nauczyciel ma ich w tym procesie prowadzić, a nie być jedyną wyrocznią wiedzy. 

Korzystajmy z tego, co jest dla nas dostępne, ale róbmy to z głową. Pamiętajmy, że w centrum procesu edukacji jest uczeń, a nie podstawa programowa albo podręcznik. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blog Dla Nauczycieli , Blogger