Ile to jest 18?

Bardzo przygnębia mnie spadek autorytetu nauczycieli w społeczeństwie. Nie chodzi o to, że chciałabym być wychwalana i dostawać od rodziców drogie prezenty - broń Boże! Ale brak szacunku rodzica do nauczyciela automatycznie skutkuje brakiem szacunku ucznia do nauczyciela, a to utrudnia, a wręcz uniemożliwia nawiązanie relacji i znacznie zaburza proces nauki. De facto, traci na tym uczeń. A nauczyciel? No cóż, trochę się już zdążył przyzwyczaić: zazwyczaj zagryza zęby i milczy (bo wie, że tylko winny się broni), a kiedy ma słabszy dzień - opisuje swoją irytację na blogu...

Z czego wynika ten spadek autorytetu? Niestety, w dużej mierze powodują go władze oświatowe oraz media. Urzędnicy nieustannie wywołują zamieszanie w systemie edukacji, reforma goni reformę, podstawa programowa jest przeładowana, a niechęć ludzi do systemu edukacji przejawia się również niechęcią wobec nauczycieli. Co więcej, nawet z Ministerstwa Edukacji (i Nauki) dochodzą nienawistne głosy - "Nauczyciele muszą być kontrolowani, bo nie robią tego, co powinni i jeszcze nakłaniają uczniów do złego!" Niska pensja przyspiesza ten proces - przecież społeczeństwo goni za pieniądzem i ceni bogatych. Poza tym niska pensja sprawia, że niewielu chce pracować w szkole. 

W mediach co jakiś czas słychać o złych praktykach nauczycieli. Zwłaszcza w edukacji zdalnej było o czym debatować: nauczyciele karzą uczniom odpowiadać z zamkniętymi oczami, a sprawdziany trzeba pisać na czas. Fakt, zapewne były takie przypadki, ale dlaczego tak mało mówi się o wspaniałych nauczycielach, którzy nawiązują z uczniami relację, uskrzydlają ich i angażują w ciekawe projekty pozwalające rozwinąć nie tylko wiedzę, ale też umiejętności? Mam wrażenie, że tych ostatnich jest już znacznie więcej. 

Uważam, że do spadku autorytetu nauczycieli przyczynia się też niezrozumienie charakteru ich pracy. Aby to wyjaśnić, posłużę się opisem typowego dnia pracy nauczyciela z dwóch punktów widzenia. 

Punkt pierwszy - spojrzenie rodzica 

Niektórzy muszą pracować od 7.00, albo i nawet od 6.00, a nauczyciel zaczyna pracę o 8.00 - może się wyspać. Po przyjeździe do pracy robi sobie kawę i czeka na dzwonek, rozkosznie plotkując z innymi w pokoju nayczycielskim. Kiedy zadzwoni dzwonek, zbiera swoje rzeczy i idzie do sali. Siada wygodnie przy biurku, odpala komputer, popija kawkę, wyjaśnia temat i czeka, aż uczniowie wykonają zadania z podręcznika. Potem zadaje pracę domową. W czasie przerwy idzie do pokoju nauczycielskiego na ciąg dalszy plotek. Chyba że jest to przerwa obiadowa - wtedy udaje się na stołówkę, gdzie ze smakiem zjada obiadek, za który nie musi zapewne płacić. I tak mija kilka kolejnych lekcji. Do domu wychodzi ok.13.00, po drodze załatwia sprawy na mieście, a potem zajmuje się sobą i rodziną w zaciszu domowym. Ogląda filmy, czyta książki (bo nauczyciel musi być oczytany) i odpoczywa po męczącym według niego dniu pracy - przecież nauczyciele uważają, że ich praca jest taka stresująca, bo uczniowie nie mają motywacji i są niegrzeczni. Przygotowanie do lekcji? Po co? Przecież wszystko jest w podręczniku i ćwiczeniach. 

Punkt drugi - spojrzenie wtajemniczonych (nauczyciele i ich rodziny)

7:45 - zaczynam pracę, przyprowadzam uczniów ze świetlicy, rozmawiam z rodzicami, przygotowuję materiały do lekcji

od 8:00 prowadzę kolejne lekcje, cały czas jestem w ruchu, zwykle nawet nie mam kiedy usiąść, gdyż krążę między uczniami obserwując ich pracę i pomagając im; kiedy widzę zmęczenie uczniów, robimy przerwę, wtedy rozmawiam z dziećmi (maluchy bardzo chętnie opowiadają o swoich doświadczeniach), dyskutuję z tymi, którzy mają jakiś problem; pilnuję tych, którzy próbują biegać między ławkami i przeskakiwać nad plecakami; jeśli się uda, uzupełniam dziennik

10:55 - prowadzę moją 26-osobową klasę do toalety, aby umyli ręce przed obiadem, wtedy biegam od toalety do korytarza próbując jednocześnie pilnować tych, którzy rozrabiają przy umywalkach i tych, którzy już są gotowi i korzystają z przestrzeni na korytarzu; ja też potrzebuję pójść do toalety, ale nie zostawię przecież uczniów bez opieki - trudno, muszę wytrzymać

11:00 - obiad na stołówce, kiedy uczniowie już spokojnie jedzą ja mam czas, aby coś przekąsić; co chwilę jednak ktoś czegoś potrzebuje, więc ciągle odkładam kanapnik; sukcesem jest, kiedy uda mi się zjeść całą kanapkę (rozważałam wykupienie obiadów, ale i tak gotuję w domu dla mojej rodziny, więc po co mi 2 obiady)

11:20 - wracamy do sali, mamy kolejne lekcje, do 11:35 lub do 12:40

Czasami w ciągu dnia mam okienko (np. kiedy moja klasa ma w-f lub religię). Staram się wykorzystać ten czas na załatwienie szkolnych spraw i przygotowanie materiałów na następne lekcje, abym nie musiała potem długo zostawać po lekcjach. Niestety, w pokoju nauczycielskim mamy tylko 1 komputer i 1 drukarkę, więc jeśli ktoś inny ma w tym samym czasie okienko - no cóż... kto pierwszy ten lepszy.

11:35-12:40 - kończę lekcje; wtedy mam czas dokończyć kanapkę, iść do toalety, zajrzeć do pokoju nauczycielskiego i sprawdzić, czy nie pojawiły się jakieś ważne ogłoszenia lub zastępstwa na kolejne dni

do ok. 13.30-14:00 przygotowuję pomoce na następne lekcje: drukuję, kseruję, przynoszę ze schowka lub innych sal materiały, które będą mi potrzebne, odbieram i wysyłam do rodziców wiadomości, uzupełniam dokumentację szkolną, rozmawiam z innymi nauczycielami o konkretnych uczniach i zastanawiam się, jak z nimi pracować, zmieniam gazetkę, układam w sali materiały na kolejny dzień - w zależności od potrzeb danego dnia

ok. 14:00-14:30 jestem w domu, teraz jest chwila dla rodziny, obiad, rozmowa, zakupy, sprzątanie, w razie potrzeby pomagam dzieciom w nauce; wreszcie mam czas wypić drugą kawę (pierwsza była rano w domu)

ok. 17:00 siadam do biurka: czeka mnie:
  • zaplanowanie lekcji na kolejne dni, sprawdzenie, które materiały z podręcznika dadzą się wykorzystać, a które tematy można zrealizować z ciekawszy sposób;
  • sprawdzenie prac uczniów;
  • odpisanie na maile;
  • opisanie dzisiejszych lekcji na klasowym blogu;
  • potem zaglądam na platformę eTwinning i uzupełniam materiały w projektach, które realizujemy;
  • zaglądam też na platformę European Schoolnet Academy, gdyż realizuję 6-tygodniowy kurs na temat rozwiązań opartych na przyrodzie;
  • dzwonię do koleżanki, z którą umówiłam się na realizację wspólnego projektu - ustalamy szczegóły;
  • jeśli jeszcze mam siłę, to czytam artykuły edukacyjne i przeglądam facebookowe posty w grupach nauczycielskich w poszukiwaniu inspiracji - traktuję to jako element doskonalenia zawodowego.
Kończę pracę zwykle ok. 22:00, czasami 23:00, w zależności od tego, jakie projekty i szkolenia realizuję w danym czasie.

Dobrze, że tego dnia nie miałam żadnej rady, szkolenia online ani zebrania. Nie musiałam też pisać raportu ani sprawozdania.

Kiedy wreszcie kładę się do łóżka, czasami nie mogę zasnąć, gdyż siedzi mi w głowie problem jakiegoś ucznia albo trudny do omówienia temat, na który nie mam pomysłu.

To jest mój typowy dzień. Od razu odpowiem na możliwe zarzuty, że przecież nie zawsze realizuje się projekty i szkolenia: nie wiem, jak inni, ale ja zawsze mam jakiś projekt - ja po prostu pracuję metodą projektu na co dzień. Co do szkoleń, to są one elementem pracy nauczyciela - czasami odbywają się w tygodniu, często w weekendy. Nauczyciele ciągle się szkolą.

Podsumowanie

Na pierwszy rzut oka widać, jak bardzo różnią się te dwie wersje. Może nie powinnam się dziwić spojrzeniu większości społeczeństwa - z zewnątrz faktycznie może to wyglądać, jakby 18 godzin pracy nauczyciela to był raj. Nie zapominajmy jednak, że to są jedynie godziny przepracowane "przy tablicy", a do każdej z tych lekcji trzeba się przecież przygotować. Ponadto, nauczyciele mają mnóstwo dokumentacji do wypełnienia, prac uczniów do sprawdzenia, uczestniczą w różnych projektach, programach i szkoleniach.

Ktoś powie: "w innych państwach pensum nauczycieli wynosi więcej godzin". To prawda, tylko że w innych państwach w pensum wliczają się zebrania zespołów i rady pedagogiczne, czasami konsultacje dla uczniów lub rodziców. To wszystko jest realizowane również w Polsce, ale poza pensum.

Nie narzekam - ja tylko staram się pokazać, jak jest naprawdę. Obawiam się jednak, że mój głos utonie w oceanie zarzutów stawianych nauczycielom.

Kocham moją pracę i poświęcam się jej z pełną pasją, chociaż jestem świadoma, jaka jest ta druga strona medalu. Jeśli rząd w ferworze walki z nauczycielami zdecyduje się podnieść pensum jakoś to przeżyję. Ale być może wtedy już nie starczy mi sił, aby przygotowywać się do lekcji tak, jak teraz. Ucierpi na tym uczeń. I to jest właśnie powód, dla którego podejmuję tę nierówną walkę o autorytet nauczyciela.

2 komentarze:

Copyright © Blog Dla Nauczycieli , Blogger