Story o tysiącu i jednym webinarze

Dawno, dawno temu - wczoraj; za siedmioma górami i siedmioma lasami - w moim gabinecie; rozmyślałam nad sposobami uczenia się przez całe życie. Uświadomiłam sobie, że niby każdy rozumie tę konieczność, a jednak każdy rozumie ją inaczej. Zaplątałam. To może  dla wyprostowania opiszę pewną historię...


Kiedy w marcu przeszliśmy na nauczanie zdalne, czułam się zagubiona (jak zapewne większość nauczycieli). Musiałam sama zorganizować nauczanie dla moich uczniów: wybrać narzędzia, zdecydować, jak często będziemy się spotykać i jeszcze mieć na względzie zmęczonych sytuacją rodziców, którzy pod byle pretekstem przelewali swoją frustrację na wszystkich dookoła, w tym na mnie. Mając świadomość braku doświadczenia w zakresie edukacji zdalnej korzystałam z dostępnych szkoleń. Swoje 5 minut przeżywały wtedy "webinary" - podejrzewam, że gdyby je wszystkie spisać, okazałoby się, że każdego dnia odbywały się po 3-4 webinary otwarte, darmowe, oblegane przez nauczycieli. Ba, sama kilka prowadziłam... A ponieważ chciałam dowiedzieć się, jak pracują inni nauczyciele, starałam się korzystać z tego rogu obfitości.  

Pewnego dnia po skończonych lekcjach online wybrałam się na wycieczkę rowerową. Potrzebowałam rozruszać kości po kilkugodzinnym siedzeniu przy biurku, ale przede wszystkim zaczynałam odczuwać zmęczenie psychiczne. Poczucie ogromnej odpowiedzialności za rozwój moich uczniów, ale też za dobrostan ich rodzin bardzo mnie przytłaczało. Zewsząd napływały informacje o złych przykładach nauki zdalnej: o sprawdzianach pisanych na czas, o znikających dzieciach, o braku zrozumienia między nauczycielami a rodzicami. Czułam się przygnębiona. Uznałam, że świeże powietrze, wiosenne słońce i oderwanie się od szkoły przywrócą mi siły do pracy. Wyjechałam za miasto. Kiedy dotarło do mnie ciepło słońca i poczułam wiatr na skórze, od razu wiedziałam, że trafiłam w dziesiątkę. Cieszyłam się pięknymi widokami, śpiewem ptaków, z każdą minutą odzyskiwałam pogodę ducha i wolę do działania. 

Nagle zawibrował mój telefon - otrzymałam wiadomość. Odruchowo zerknęłam. "Pamiętasz o dzisiejszym webinarze CEO?" - przeczytałam przypomnienie od koleżanki. Fakt, zapomniałam. A webinar zapowiadał się świetnie: nauczyciele, których cenię, mieli opowiadać o tym, jak pracują zdalnie z uczniami. Chciałam to usłyszeć. "Czemu nie?" - pomyślałam. "Mam słuchawki, położę telefon na koszyku z przodu, mogę wziąć udział w webinarze jadąc rowerem". Udało się, a przynajmniej tak mi się wydawało. 

Po powrocie do domu podsumowałam webinar: zyskałam 2 ciekawe pomysły na aktywności oraz poczucie, że wstęp i zakończenie szkolenia były zdecydowanie za długie. Chciałabym zadać prowadzącym pytania, dowiedzieć się czegoś więcej o tych 2 rzeczach, na które zwróciłam uwagę. Niestety, nie miałam tej możliwości. Kiedy wieczorem siadłam do komputera, aby przygotować się na kolejne lekcje, nie znalazłam w sobie oczekiwanej motywacji. Aktywności z webinaru nie pasowały do tego, co planowałam w najbliższym czasie robić z uczniami, zanotowałam je więc w notesie, obok kilkudziesięciu innych zapisków. Przy okazji przejrzałam notes - tak dużo ciekawych pomysłów, tyle planów, które .... nijak nie pasują do moich uczniów ani do metod, którymi pracuję na co dzień. Uświadomiłam sobie, że obejrzany na rowerze webinar, chociaż był interesujący i pełen inspiracji, dla mnie był stratą czasu. Zamiast odpocząć, rozkoszując się przyrodą wokół mnie, nadal pracowałam, tyle że zamieniłam biurko na rower. 

Nie byłam jednak na siebie zła. Wręcz przeciwnie - to doświadczenie uświadomiło mi, że mam wypracowane własne metody pracy oraz że znam moich uczniów i wiem, co jest dla nich dobre. Zrozumiałam też, dlaczego powinnam dbać o mój dobrostan. 

Nie twierdzę, że oglądanie webinarów jest stratą czasu - chodzi mi o tę konkretną sytuację. Podczas drugiej fali edukacji zdalnej też korzystałam z webinarów. A jednak nie ustawiałam życia pod każde dobrze zapowiadające się szkolenie. Najpierw sprawdzałam prelegenta, potem termin, a jeśli wiedziałam, że będę miała tego dnia wolne popołudnie - zapisywałam się. 

Jest jeszcze jedna lekcja, którą wyciągnęłam z tamtego wiosennego doświadczenia: zdecydowanie więcej daje mi bezpośrednia rozmowa z innym nauczycielem niż nawet najlepszy webinar. Warto jest uczyć się od innych, nie tylko tych, którzy uznawani są w swoim środowisku za "najlepszych". Każdy nauczyciel robi coś, czym możemy się zainspirować. Dzięki możliwości bezpośredniej rozmowy dowiemy się dokładnie tego, co nas interesuje, dopytamy o szczegóły, a w rezultacie wymyślimy, jak zaadaptować to do własnej pracy. 

Być może są tacy, dla których obejrzenie tysiąca webinarów jest korzystne. Ja wolę pracę w zespole nauczycielskim, rozmowę i wymianę doświadczeń twarzą w twarz (ewentualnie "kamerką w kamerkę", ale na żywo). Wolę burzę mózgów, dyskusję i porady. W tym kierunku zamierzam podążąć. 

Życzę Wam, abyście odnaleźli własną drogę rozwoju i wytrwale nią podążali. 


PS. Pomysł na wstęp zaczerpnęłam z książki Marka Stączka 6 atutów storytellingu, wyd. EdisonTeam, Warszawa 2020. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Blog Dla Nauczycieli , Blogger