Escape room o układzie krwionośnym

Escape room o układzie krwionośnym

Przygotowałam dla moich uczniów zadania w formie escape roomu na temat układu krwionośnego. Tak się zaangażowali w pomaganie czerwonej krwince, że nawet nie zauważyli dzwonka na przerwę... Ja pracowałam przed lekcją (było trochę drukowania, kserowania, wycinania, przygotowywania kopert itp.), ale w czasie lekcji krążyłam tylko po sali i obserwowałam uczniów przy pracy. Niesamowite było słuchać ich dyskusji, jak argumentują, przekonują siebie nawzajem, wyciągają wnioski. 


 Zaczęłam od przygotowania zadań:





Następnie wydrukowałam, skopiowałam tyle razy, ile miało być grup (u mnie było to 6 razy). Porozcinałam i przygotowałam koperty - na szczęście miałam ich dużo, gdyż zawarłam koperty w wyprawce na początku roku szkolnego. 



Przygotowałam też 2 koperty - zmyłki ("szybciej" i "czerwony"), a do środka włożyłam karteczkę z czerwonym X, co miało oznaczać "błąd".


Napisałam list od Krwinki Czerwonej, który był wprowadzeniem do całości. Listy skopiowałam, włożyłam do kopert i zaadresowałam. 



Było z tym trochę pracy, ale było warto. Moja praca była przed lekcją, a w czasie lekcji - praca uczniów. Ja obserwowałam, a kiedy uczniowie mieli problemy, podpowiadałam, aby jeszcze raz uważnie przeczytali zadanie. 

Okazało się, że największy problem uczniowie mieli właśnie z czytaniem ze zrozumieniem. Po przeczytaniu listu podeszli do kopert rozłożonych na podłodze i nie bardzo wiedzieli, co mają dalej robić. Poprosiłam o przeczytanie listu jeszcze raz, gdyż tam jest napisane, co mają robić. Przeczytali ponownie i wtedy już załapali. Znaleźli kopertę z napisem "Start" i ruszyło. Zaanagażowani byli wszyscy. Najciekawszy był ten moment, kiedy podchodzili do kopert i dyskutowali, którą wziąć teraz. Padały konkretne argumenty, np. przy zadaniu 5: "To ma być czasownik, a przecież szybciej to nie jest czasownik" albo przy zadaniu 4: "Jak płynie z palca u nogi do góry, to chyba nie może płynąć szybciej niż w dół?". Logiczne... 😉

Na koniec uczniowie mieli wykonać notatkę w OK zeszycie. Nie było to łatwe dla drugoklasisty. Trzeba było jeszcze raz przejrzeć zadania, wyciągnąć z nich to, co najważniejsze i zapisać lub narysować. Z tym uczniowie poradzili sobie różnie. Niektóre grupy potrzebowały tutaj mojej pomocy. Ale byli też tacy, którzy dali radę sami:



Wiem, że muszę jeszcze wrócić do tematu i podsumować wszystko z uczniami. Będzie okazja, gdyż w poniedziałek kilka osób wróci do szkoły po chorobie, poproszę więc tych, którzy byli na lekcji o układzie krwionośnym, aby w kole na dywanie opowiedzieli pozostałym o tym, czego się nauczyli. Będę wtedy miała okazję zobaczyć, ile zrozumieli i ewentulanie coś sprostować czy dodać. 

Wiem też, że będę takie escape roomy robiła częściej, gdyż wszyscy się w to bardzo zaangażowali, byli zaciekawieni, pracowali solidnie, zdobywali wiedzę, ale też rozwijali umiejętności. A dla mnie to była czysta przyjemność obserwować ich. 

Pliki do pobrania:





Ile udźwignie lider?

Ile udźwignie lider?

Niczym echo, cały czas powracają do mnie słowa, które słyszałam w kontekście Laboratoriów Przyszłości o tym, że za realizację programu w szkole powinni być odpowiedzialni liderzy edukacji. Jest w tym jakiś sens - lider edukacji to zwykle osoba aktywna, lubiąca wyzwania, odpowiedzialna i pracowita. Zapewne w każdej szkole jest taki lider. Problem w tym, że w przeciętnej szkole taki lider jest jeden, góra dwóch. A Laboratoria Przyszłości to nie jedyny program, który realizuje szkoła. 


Jeśli w waszej szkole jest inaczej - gratuluję. Placówki, które znam z autopsji albo z opowieści znajomych, mają zdecydowany niedobór liderów. Oznacza to zatem, że lider edukacji staje się odpowiedzialny za kilka rzeczy w szkole. A kiedy pojawia się kolejne wyzwanie, dyrektor zazwyczaj jest skłonny oddać je w ręce osoby sprawdzonej, której może zaufać. Wniosek jest taki, że jeśli ktoś jest pracowity i solidnie wywiązuje się ze swoich obowiązków, to - w nagrodę (sic!) - przydzielane mu są kolejne zadania. Z punktu widzenia dyrektora jest to logiczne, gdyż dyrektor woli przekazać zadanie osobie, która zapewne się z niego wywiąże i zrobi to dobrze. Z punktu widzenia pracownika, do pewnego momentu jest to wyróżnienie, ponieważ czuje zaufanie przełożonego. Dobrze, jeśli idzie za tym zwiększony dodatek motywacyjny (co nie zawsze jest takie oczywiste, gdyż w wielu szkołach dodatek motywacyjny przydzielany jest z urzędu wszystkim po równo). Istnieje jednak pewna granica. W którymś momencie lider może mieć na swoich barkach tak dużo, że traci motywację i jest zmęczony, a poczucie niesprawiedliwości w porównianiu z koleżankami i kolegami, którzy robią niewiele poza prowadzeniem lekcji, staje się nieznośne.  

Nic dziwnego, że coraz więcej nauczycieli czuje wypalenie zawodowe i myśli o zmianie pracy. Do tego dochodzi jeszcze wiele innych problemów takich, jak zmiany w prawie oświatowym, niska pensja, roszczeniowość rodziców, brak zgody organów prowadzących na zatrudnianie nauczycieli wspomagających czy na dodatkowe godziny w ramach pomocy psychologiczno-pedagogicznej, chociaż rośnie liczba dzieci, które tej pomocy potrzebują. 

Przenieśmy się teraz na grunt klasy. Czy tam przypadkiem nie zdarza się to samo? Jeśli klasa ma wyznaczone zadanie, np. przygotować wystąpienie na szkolne obchody jakiegoś święta, to czy nauczyciel nie ma pokusy, aby odpowiedzialnym uczynić przewodniczącego klasy albo osobę, która zawsze solidnie podchodzi do tematu i zapewne stanie na wysokości zadania? Niestety, zbyt często okazuje się, że wyznaczony lider musi sam wykonać zadanie, gdyż albo źle rozdzielił obowiązki, albo inni nie wykonali przydzielonych im zadań, a silne poczucie obowiązku nie pozwala liderowi zrezygnować.

Czy da się to zorganizować inaczej? Jako nauczycielowi łatwiej jest mi pisać o uczniach. Tu widzę kilka rozwiązań. Po pierwsze, możemy nauczyć naszych uczniów pracować w zespołach. Wtedy lider jest tym, który jedynie czuwa nad przebiegiem procesu, ale pracuje każdy członek grupy. Oczywiście, to nie przychodzi samo - wymaga dużo ćwiczeń, ale przecież współpraca jest jedną z najważniejszych kompetencji i zakładam, że jest kształtowana od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Po drugie, czy na pewno w klasie jest tylko jeden lider? Może inni jeszcze się nie ujawnili, może nawet sami nie są tego świadomi, bo klasowy lider od kilku lat nie dał im szansy się wykazać? Spóbujmy przydzielać odpowiedzialne zadania także innym uczniom, ale nie zostawiajmy ich z tym samych. Możemy poświęcić im nieco więcej czasu i pomóc im zaplanować działania, aby czuli, że mają wsparcie i wiedzieli, co robić. Możemy na bieżąco monitorować postępy ich pracy, przypominać i pomagać im rozwiązywać problemy. Dzięki temu rozwiną nowe umiejętności, a może sami będą zaskoczeni faktem, że im się udało. A jeśli mimo naszej pomocy nie uda im się, trudno - świat się nie zawali. Trzeba z pokorą wyciągnąć wnioski na przyszłość. Trzecia opcja jest taka, że nauczyciel nie wyznacza jednego lidera, tylko przydziela różnym uczniom poszczególne zadania, przy czym "przydziela" nie oznacza, że to nauczyciel sam wyznacza, jakie te zadania są i kto ma się czym zająć - wszystko powinno być przedyskutowane i ustalone razem. 

To tylko kilka możliwości działania, jest ich dużo więcej i myślę, że wielu z was dobrze je zna. Dlaczego zatem nie przenieść tego na grunt nauczycieli? Przecież za dane zadanie nie musi być odpowiedzialny jeden lider, ale np. zespół wyznaczony przez dyrektora. Jeśli dyrektor nie może być pewien, że dana grupa sobie poradzi, może ich wspomóc - ustalić wspólne spotkanie, pomóc im rozdzielić zadania i wyznaczyć terminy, a potem monitorować postępy pracy. Dyrektor może też prosić o wykonanie konkretnych zadań różne osoby - niekoniecznie z zaskoczenia na posiedzeniu rady pedagogicznej, ale po wcześniejszej rozmowie indywidualnej i zapewnieniu, że wyznaczona osoba uzyska wszelkie potrzebne jej wsparcie. Opieka nad danym programem może być też rozdzielona na wiele osób, np. w przypadku Laboratoriów Przyszłości jedna osoba może odpowiadać za druk 3D, inna za zdjęcia i filmy, a jeszcze inna za mikrokontrolery, pracownię techniczną czy kulinarną. Wtedy jest większa szansa, że mając zawężoną dziedzinę, nauczyciel może stać się specjalistą i wspierać innych w wykorzystaniu danego sprzętu. Natomiast lider, który ma się zająć wszystkim, nie będzie w stanie nauczyć się i pilnować wykorzystania każdego urządzenia. 

Od kilku lat przestaje mi się podobać określenie "lider edukacji". Mam wrażenie, że jest ono zdecydowanie nadużywane. W rezultacie liderzy edukacji powoli odchodzą z zawodu. Kto w takim razie zostaje? 
Dzień Wody z myśleniem krytycznym

Dzień Wody z myśleniem krytycznym

Co roku obchodzimy Dzień Wody. My, dorośli, wiemy, że to ważne. Ale czy nasi uczniowie faktycznie czują potrzebę rozmowy na ten temat? Dla nich woda jest jak powietrze, korzystają z niej, kiedy tylko potrzebują. Dlatego w tym roku postanowiłam podejść do tematu z innej strony. Postanowiłam pokazać uczniom, jak to jest, kiedy wody nie ma. Dlatego w grafice tytułowej wpisu, nieco przewrotnie, pokazałam suszę. 


Chciałam, aby moi uczniowie popatrzyli na temat wody z innej perspektywy - perspektywy dziecka z Somalii, które nie ma kranu z wodą, ani nawet studni na podwórku. Znalazłam film Unicefu prezentujący dzień z życia 13-letniej dziewczynki, która każdego dnia 8 godzin dziennie spędza w podróży po wodę. Film nie jest drastyczny, więc nadaje się nawet dla maluchów. Jest zawarty w poniższym Swayu.

Zależy mi też na tym, aby uczniowie odczuli chociaż namiastkę tego, jak to jest iść kilka kilometrów po wodę. Dlatego chciałabym ich zabrać na boisko szkolne (jeśli będzie padało skorzystamy z długiego korytarza). Zmierzymy jego długość, chociażby dużymi, ok. metrowymi krokami i obliczymy, ile razy trzeba przejść w tę i z powrotem, aby pokonać 4 km (to i tak niewiele w porównaniu z dziewczynką z filmu). Potem będziemy chodzić i chodzić, aż dzieci zaczną marudzić. Niech odczują, jak męczący jest brak wody. A potem policzymy, ile przeszliśmy, a ile jeszcze zostało. Nie omieszkam przypomnieć, że w Somalii panuje upał i zazwyczaj świeci palące słońce, a dzieci nie mają wygodnych butów sportowych... 

To doświadczenie nie będzie mialo sensu, jeśli nie odniesiemy tego do naszej sytuacji. Dlatego pokażę dzieciom wycinki artykułu oraz dane na temat zasobów wody w Polsce. Okaże się, że wcale nie jest tak kolorowo, jak to czujemy na co dzień. W Polsce też może niedługo brakować wody. Pomyślimy więc, co każdy z nas może zrobić, aby wody starczyło na jak najdłużej. A może uda nam się wymyśleć, jak pomóc dzieciom w Somalii?

Całość zajęć jest, oczywiście, zaplanowana krok po kroku, ze wstępem i podsumowaniem. Na pewno nie zmieścimy się w 45 minutach - to zależy, jak długo dzieci wytrwają w chodzeniu. Rozpoczniemy i skończymy rutyną myślenia krytycznego Most, a w trakcie lekcji będziemy też rozwijać myślenie przyczynowo-skutkowe za pomocą chmurki TOC. 

Cała lekcja jest opisana w poniższym Swayu, który można uczniom wyświetlić w całości, albo tylko wybrane fragmenty. Karty pracy do pobrania na dole wpisu. 



Pliki do pobrania:




Young Power

Young Power

Książkę Justyny Sucheckiej "Young Power. 30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat" powinien przeczytać każdy nauczyciel. Lektura ta przede wszystkim pozwala spojrzeć na uczniów - młodych ludzi zupełnie z innej strony niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni na co dzień. Jak często słyszycie, że młodym się nic nie chce, że brakuje im motywacji, że nie da się z nimi nic zrobić? A przecież to nieprawda! 


Oczywiście, są i tacy, którzy żyją z dnia na dzień, robią tylko rzeczy niezbędne, a reszta czasu przelatuje im przez palce. W każdej grupie wiekowej takich znajdziemy. Ta książka jednak dobitnie pokazuje przykłady młodych ludzi, którzy mają pasje, są ciekawi świata i stawiają czoła wyzwaniom. Wierzę, że wielu nastolatków ma w sobie taki potencjał, a zadaniem rodziców i szkoły jest pomóc im to w sobie odkryć i pielęgnować. 

Moja wiara jest tym silnejsza, że sama mam wokół siebie uczniów, "którym się chce": szóstoklasiści drugi rok realizują ze mną projekty według ich pomysłu; przychodzą na spotkania w wolnym czasie, ciągle podejmują nowe wyzwania i chcą zmieniać świat. Ostatnio postanowili promować swoje działania poprzez stronę Młodzi Zaprojektowani. Coraz częściej też doświadczam tego, jak bardzo zaangażowanie uczniów w lekcję zależy od wykorzystanych metod. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby na lekcji prowadzonej metodą Design Thinking panował marazm - wtedy jest zawsze energia, każdy działa i uczy się. Nie twierdzę, że to się sprawdzi zawsze - każdy ma prawo mieć słabszy dzień. A jednak tak wiele zależy od nauczycieli... Tym bardziej zastanawia mnie fakt, że w przypadku osób opisanych przez Suchecką zdecydowanie częściej w rozwijaniu potencjału pomagali rodzice, rzadko nauczyciele.

Nastolatki opisane w książce Justyny Sucheckiej to zawsze osoby, które mają pasje. Być może to jest klucz do sukcesu? Pasje dają nam energię i wiarę w siebie. A to przekonanie, że coś potrafimy, może przekładać się na inne sfery życia: dostrzegam jakiś problem, więc działam, żeby zmienić sytuację. Dlatego tak ważne jest, abyśmy stwarzali uczniom warunki do odkrywania swoich talentów i zainteresowań. To oznacza pracę różnymi metodami, poruszanie różnorodnych tematów, przerzucanie odpowiedzialności na uczniów, aby a działaniu odkrywali siebie. 

Zastanawiam się, czy polecać tę książkę nastolatkom. Obawiam się jednak, że do wielu osób może nie trafić: jeśli gleba nie jest przygotowana, nasionko nie wykiełkuje. Przykładem, niestety, jest mój syn, który książkę przeczytał i nie dostrzegł w niej nic szczególnego...

Może lepiej byłoby wykorzystać tę książkę jako pomoc dydaktyczną na lekcje wychowawcze? Wybrać rozdział, który według nauczyciela najlepiej trafi do danej klasy, gdyż np. porusza tematykę, która leży w sferze zainteresowań uczniów albo opisuje młodego człowieka z naszego miasta. Podczas lekcji można zacząć od pytań wprowadzających problem. Przychodzi mi do głowy rozdział opisujący Szymona Ziemickiego z mojego miasta: 

  • Co jest potrzebne, aby zdobyć mistrzostwo Polski w danej dziedzinie?
  • Czy każdy może zostać mistrzem?
  • Kto to jest "mistrz Polski"? Jakie cechy ma ta osoba?
  • Jak zaczyna się jego przygoda?
  • Czy znasz jakiegoś mistrza?
Pytania można mnożyć w zależności od tego, w którym kierunku chcemy pójść. Ja chciałabym pokazać moim uczniom, że każdy może zostać mistrzem w wybranej dziedzinie, jeśli przyjmie odpowiednią taktykę i będzie ciężko pracował. A skoro mistrz Polski jest osobą niemalże w ich wieku i w dodatku mieszka blisko nich, mogą go nawet spotkać w miejskim skate parku - to, co było dotąd nierealne, staje się raptem namacalne... 

Świetnie nadaje się tutaj też rutyna myślenia krytycznego MOST: uczniowie wypisują na kartach 3 słowa, 2 pytania i 1 metaforę związaną z zagadnieniem "mistrz Polski". Potem czytamy razem wybrany rozdział. Poprośmy uczniów o przedyskutowanie w parach/grupach, co myślą o Szymonie oraz o jego sukcesie. Czy każdy może osiągnąć to, co on? Niech uczniowie podzielą się swoimi refleksjami na forum klasy.  Może wywiąże się dyskusja? Na koniec lekcji znowu korzystamy z rutyny MOST: uczniowie po raz drugi wypisują 3 słowa, 2 pytania i 1 metaforę i porównują z tym, co napisali na poczatku. Jak zmieniło się ich postrzeganie tematu?

Ponadto, nastolatek z książki "Young Power" może stać się superbohaterem. W trudnej sytuacji możemy go przywołać pytając: "a jak zachowałby się XYZ"? Będzie super, jeśli to pomoże uczniom zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad problemem, zamiast działać impulsywnie.


Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna refleksja. Ostatnio bardzo dużo czytam o edukacji. Niesamowite jest to, że chociaż każda z tych książek opisuje inny aspekt edukacji, inne podejście albo inną teorię, wszystko tak pieknie się łączy! Aby być nastolatkiem z książki Justyny Sucheckiej, trzeba mieć nastawienie na rozwój (opisane w książce Carol Dweck). Ważne są też nasze pasje, jak podkreślał wielokrotnie Ken Robinson. Nie trzeba urodzić się kimś wyjątkowym, aby osiągnąć sukces, ponieważ każdy człowiek ma talent, jak pisze Gerald Hüther. A zadaniem szkoły jest stwarzanie takich warunków, aby uczniowie mogli odkrywać i rozwijać swoje pasje, jak czytamy w książce "Budząca się szkoła". Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, ale pewnie bym was zanudziła. Nie o to chodzi. Budujące jest to, że tak wielu ludzi rozumie, jak powinna wyglądać edukacja. I chociaż idą różnymi drogami, zmierzają w tym samym kierunku. 

Budząca się szkoła

Budząca się szkoła

Niektórzy kojarzą hasło Budząca się szkoła z ruchem, w ramach którego szkoły w Polsce są przekształcane w placówki skupiające się na rozwijaniu kompetencji uczniów zgodnie z potrzebami XXI wieku. Zmiany te propaguje dr Marzena Żylińska. Niewiele osób jednak wie, że to hasło, jak i cały ruch, wywodzi się z Niemiec, gdzie aktywnie w tej dziedzinie działają autorzy książki, o której chciałabym napisać: Margret Rasfeld i Stephan Breidenbach. W przeprowadzaniu zmian towarzyszy im Gerald Hüther (o jego 2 książkach pisałam już wcześniej). Warto dodać, że dr Marzena Żylińska napisała wstęp do książki "Budząca się szkoła".


Większa część książki poświęcona jest opisowi niemieckiego systemu edukacji aktualnie (książka pochodzi z 2015 r.) oraz temu, jak powinien ten system wyglądać, aby wyposażyć uczniów w wiedzę i umiejętności potrzebne im w XXI wieku. Dla osób zorientowanych w temacie nie jest to nic nowego, ale nie zaszkodzi przypomnieć sobie o znaczeniu kompetencji. Autorzy książki szczególną wagę przykładają do pracy w grupach, nauki odpowiedzialności, rozwijania potencjałów uczniów, poczucia sprawczości, odwagi do popełniania błędów, motywacji oraz otwartości na uczenie się przez całe życie. 

Kolejne rozdziały to przedstawienie konretnych zmian, które powinny zostać wprowadzone w szkołach. Podawane są też przykłady placówek, którym udało się zmienić podejście do nauczania i uczenia się pomimo funkcjonowania w ogólnopaństwowym systemie. Chociaż opisy dotyczą szkół niemieckich, dadzą się przenieść na edukację polską. Trzeba jednak pamiętać o jednej rzeczy: każda szkoła jest inna, funkcjonuje w innym środowisku i ma inne potrzeby. Nie da się więc przenieść w pełni rozwiązań z jednej placówki do drugiej - to, że sprawdziły się w jednej szkole nie musi oznaczać, że sprawdzą się też w drugiej. 

Autorzy książki podkreślają, że aby szkoła była nowoczesna i skutecznie realizowała zadania edukacyjne w XXI wieku, powinny zajść następujące zamiany:

  • uczniowie przejmują odpowiedzialność za uczenie się
  • społeczność szkolna pracuje w sojuszach z innymi szkołami oraz w zespołach w ramach danej placówki
  • każdy ma szansę odkryć i rozwijać swój potencjał
  • działania poddajemy refleksji
  • wszelkie zmiany zaczynamy od siebie
  • szkoła ma wizję stworzoną przez całą społeczność
  • tę wizję należy zintegrować z procesem nauczania
  • nauczyciele stają się trenerami, którzy umożliwiają uczniom uczenie się
  • wykorzystywane są nowoczesne technologie i nowe media
  • cele nauczania stają się dla uczniów wyzwaniem
  • szkoła staje się częścią ruchu - uczy się od innych placówek i sama pokazuje dobre parktyki
  • uczniowie stają się ekspertami, którzy aktywnie uczestniczą w zmienianiu edukacji.
Niewiele tu konkretów, które możemy zrobić, aby zacząć zmiany we własnej placówce. Nic dziwnego - jak napisałam wyżej, każda szkoła jest inna i trudno o uniwersalne metody działania. 

Warto zajrzeć do książki "Budząca się szkoła" aby podnieść się na duchu - zmiany są możliwe nawet w ramach skostniałego systemu ogólnopaństwowego. Na końcu książki opisane są przykłady polskich szkół, które są w procesie przemiany (budząca się szkoła jest zawsze w procesie zmiany, nie może przestać działać). Można je podpatrywać i uczyć się od nich. A potem zebrać zespół i razem zastanowić się, od czego zacząć u nas. 

Pomysł na Dzień Matematyki

Pomysł na Dzień Matematyki

W pierwszej klasie z okazji Dnia Matematyki (14 marca) opisaliśmy naszą klasę liczbami - ilu jest chłopców, ile dziewczynek, ile osób ma psa, ile kota, ile lubi konie, a ile jeździ w wolnym czasie rowerem itp. W tym roku poszliśmy dalej - opisaliśmy liczbami szkołę. 


Zauważyłam, że uczniowie wstydzą się nieznanych im dorosłych. Problemem było dla nich samodzielne zgłoszenie pani woźnej, że w toalecie skończył się papier oraz zapytanie pani sekretarki o to, kiedy będzie w szkole dentystka. Dlatego zależało mi, aby w naszym projekcie uczniowie działali sami. Ja mogłam im jedynie towarzyszyć. 

W poniedziałek opowiedziałam drugoklasistom o Dniu Matematyki, przypomniałam, co robiliśmy w klasie 1 i zaproponowałam, abyśmy w tym roku opisali liczbami całą szkołę. Podałam przykład: ilu jest uczniów oraz ilu jest nauczycieli. Potem poprosiłam, aby dzieci na sklerotkach wypisali swoje pomysły na to, co możemy policzyć lub zmierzyć. Pojawiło się sporo propozycji, każdą omówiliśmy. Niektóre musieliśmy odrzucić, gdyż byłyby trudne lub wręcz niemożliwe do obliczenia. Z podanych pomysłów wybraliśmy kilka - po 1 dla każdego zespołu uczniów. 

Teraz musieliśmy ustalić, jak zorganizować pracę nad projektem. Kiedy pracujemy całą klasą często korzystamy z diagramu Gantta. Tutaj jednak każdy miał inne zadanie i bardziej nadawało się inne narzędzie - kanban. 


Dzięki temu po pierwszym spojrzeniu można było ocenić, na jakim etapie projektu jesteśmy: które zadania są realizowane, które już zakończone, a które jeszcze nie tknięte. Uczniowie sami się motywowali: podchodzili do tablicy, zerkali na kanban i pytali: "Kto ma liczyć kwiatki? Czemu jeszcze nie zaczęliście? Wyrobicie się do piątku?"

Zgodnie z założeniem projektu uczniowie działali w zespołach 2-3 osobowych. Działali sami, więc robili to w czasie przerw lub po lekcjach. Nikt się nie buntował, gdyż byli podekscytowani zadaniami. Najwięcej frajdy sprawiło im zaglądanie w miejsca zwykle niedostępne dla uczniów. Umówiliśmy się, że we wtorek po lekcjach zostanę w szkole, wezmę plik kluczy i przejdę z nimi po całej szkole, żeby mogli policzyć to, co sobie wyznaczyli. Kiedy dowiedzieli się, że zajrzymy na strych, aż skakali z radości...

Wszystko skrzętnie zapisywali, a potem podliczyli. W piątek - na zakończenie projektu - wykonaliśmy razem plakat. Każdy zajął się swoim zadaniem, by potem przykleić je na dużym plakacie. Uczennica, która była nieobecna przez większość dni w tym tygodniu i nie miała wyznaczonego zadania, zajęła się napisem tytułowym. 


Nie uniknęliśmy błędów, co zuważyli sami uczniowie. No bo jak to możliwe, że pomieszczeń jest więcej niż drzwi? Może to kwestia nie dogadania się, czy liczymy tylko drzwi na korytarzu, czy też te w sali prowadzące na zaplecze? To też lekcja na przyszłość - trzeba precyzyjnie ustalać zadania i kryteria. 

Co dał uczniom ten projekt?

Po pierwsze, dał im poczucie sprawczości, gdyż sami decydowali o tym, co chcą policzyć. Po drugie, trenowali umiejętności społeczne - uczyli się pukać, grzecznie wchodzić do pomieszczenia, przedstawiać i informować dorosłego, po co przyszli. Nie było to łatwe - niektórzy kilkakrotnie wycofywali się, zanim weszli do gabinetu dyrektora... Po trzecie, trenowali umiejętności liczenia, ale też organizacji pracy. I wreszcie - ten projekt dał im radość. A to przecież jest bardzo ważne w edukacji!

Zadania na Dzień Kobiet

Zadania na Dzień Kobiet

Przygotowałam dla uczniów zadania na Dzień Kobiet i zebrałam je w Genially. Są tam zarówno materiały na edukację polonistyczną, jak i na edukację społeczną, a także rozwijające krytyczne myślenie i umiejętność argumentowania. 


Lubię prowokować pytaniami - kiedy zaczynamy dyskutować, dzieci same dochodzą do zaskakujących wniosków. Dlatego ostatnie strony zawierają głównie pytania otwarte. Zakładam, że rozmawiać będą dzieci, a nauczyciel wycofa się nieco z dyskusji, aby w razie potrzeby naprowadzić uczniów na nowy tor myślenia, zasugerować coś, dopytać, albo pogłębić dyskusję pytaniem "Dlaczego tak myślisz?"

Powodzenia!

Link do prezentacji


Tabliczka mnożenia

Tabliczka mnożenia

Zdania są podzielone, czy dzieci powinny uczyć się tabliczki mnożenia na pamięć, czy nie. Ja uważam, że ucząc się na pamięć narażają się na to, że bez odpowiednio częstych powtórek, z czasem zapomną. Po za tym, pamięć słabo działa w stresie, więc jeśli dziecko będzie miało napisać wynik mnożenia na sprawdzianie, w stresie, może się zablokować i nie pamiętać. Jeśli nauczy się liczyć, nawet w stresie sobie poradzi. 

Nie oznacza to, że uczeń za każdym razem ma obliczać po kolei, dodając kolejne liczby. Są pewne sposoby, które wspomagają liczenie. Przygotowałam dla moich drugoklasistów prezentację, która przydaje się wyjaśnienia - podczas lekcji wyświetlam na dużym ekranie i razem piszemy kolejne wyniki działań. 

Na czym to polega? 

Mnożenie przez 1 jest banalne. 

Z mnożeniem przez 2 dzieci dobrze sobie radzą.

Mnożąc przez 3 możemy wykorzystać mnożenie przez 2 i dodać jeszcze jedną liczbę, czyli 3٠6 to jest to samo, co 2٠6 i jeszcze jedna 6.

Mnożąc przez 4 też wykorzystujemy mnożenie przez 2, tylko podwajamy wynik. 

Mnożenie przez 5 jest łatwe, gdyż dzieci potrafią liczyć po 5. 

Problem zwykle pojawia się przy mnożeniu przez liczby 6, 7, 8 i 9. Na szczęście jest na to sposób (a nawet kilka sposobów, ale ja wybrałam ten konretny). Przydadzą się dłonie. Piszemy na palcach kolejne liczby: na małych palcach 6, na serdecznych 7, na środkowych 8, a na wskazujących 9. Ustawiamy dłonie tak, jak na ostatnich slajdach prezentacji i liczymy zgodnie ze wzorem podanym na 4 i 5 slajdzie. 

Prezentacja może być wykorzystana zarówno do wyjaśnienia, jak i do liczenia (na ostatnim slajdzie dłonie można przesuwać i rysować na nich). W sali można też wyciąć z uczniami kształt dłoni z papieru, napisać na palcach liczby i liczyć. Można tez wykorzystać dłonie uczniów - to zapewne najlepszy sposób, gdyż dłonie mają przy sobie zawsze, a jeśli zrozumieją, jak działa ten sposób liczenia, poradza sobie w każdej sytuacji. 

Link do prezentacji


Copyright © Blog Dla Nauczycieli , Blogger